sobota, 31 grudnia 2016

#27

Cześć chudziny! :)

Totalnie zapominam tu wchodzić ale głównie dlatego, że nic ciekawego się nie dzieje. Nie zawalam! Od 7 tygodni trzymam się ścisłej diety i nie miałam napadu i poza kalendarzem adwentowym nie jadłam nic nadprogramowego :) W tym momencie ważę nieco ponad 58kg co daje wynik 6kg w ciągu 7 tygodni. Możecie sobie wyobrazić jak bardzo szczęśliwa jestem, chociaż nadal czuję się jak wielki wieloryb. Potrafię jednak zauważyć, jak zmienia się moje ciało. Ze względu na to, że faktycznie jem i to regularnie (trzy posiłki dziennie + czasem marchewka jako przekąska) mój metabolizm po mału przyspiesza i dostarczam organizmowi witamin. Szczerze przyznam, że wyglądam lepiej, niż jak ważyłam 56 kg a nie jadłam prawie nic. Kończę rok z bilansem -12kg. Mogło być dużo lepiej, ale hej - lepsze 12 niż wcale. Mam nadzieję, że 2017 będzie lepszy pod tym względem. Zaczynam uczyć się swojego ciała, jak reaguje na pojedyncze składniki i produkty i dostosowuję dietę pod swój organizm.

Bawcie się dobrze dzisiaj i szczęśliwego nowego roku:* Odezwę się może pod koniec stycznia.

wtorek, 13 grudnia 2016

#26

Ciągle zapominam brać food diary na weekendy do domu a szybko wylatuje mi co jadłam. Chyba dam sobie spokój z publikowaniem tutaj tego i po prostu będę wchodzić od czasu do czasu przedstawić progres lub porażkę. Póki co - 4 tygodnie czystej diety, bez podjadania słodkiego czy słonego (pomijając kalendarz adwentowy, ale połowę czekoladek i tak oddaje rodzinie). Nie jest to prawdą, że mam na nie mniejszą ochotę, po prostu zmieniłam nastawienie. Pewnie, chętnie bym zjadła czekoladę albo kawałek pizzy, ale po co? :) Umrę bez tego? Godzinę po spożyciu zapomnę nawet jak to smakowało. Nie czuję się wcale lepiej fizycznie, ale na wszystko potrzeba czasu.

Pobyt w Warszawie ma na mnie okropny wpływ, bo jedyne co mi wychodzi to trzymanie diety. Jestem tak zestresowana (i nie do końca zdaję sobie z tego sprawę), że mój układ trawienny przechodzi rewolucję. Mam okropne bóle brzucha praktycznie codziennie i nie mogę zasnąć przez to, ale jak tylko wracam do domu to od razu mi przechodzi. Nie wiem czy te studia naprawdę mnie tak stresują? Pobyt daleko od domu, od rodziny? Tak naprawdę jedyna dobra rzecz z tego to to, że nikt nie kontroluje mojego jedzenia, chociaż moja współlokatorka prawie mnie wydała. Wracam do domu dopiero za dwa tygodnie na święta. Nie mam jakiś wielkich oczekiwań co do wagi/centymetrów ale nie będę kłamać - im mniej, tym lepiej. Tym bardziej, że po świętach spotykam się z przyjaciółką, która sama ma problem ze stałym zrzuceniem wagi i podświadomie chcę być w końcu lepsza od niej. To nie powinno być moją motywacją ale jest.

Trzymajcie się chudziny :)

sobota, 3 grudnia 2016

#25

Chciałam napisać, jak szło mi w minionym tygodniu, ale wróciłam na weekend do domu i zapomniałam swojego food diary, więc napiszę tylko to, co pamiętam a resztę dopiszę po powrocie :)

29.11 - 01.12: 2 kanapki z indykiem, rosół na warzywach, 2 kawy, herbata
Dzisiaj: spaghetti (makaron+sos, bez żadnych dodatków), kawa

Po dwóch tygodniach -2kg. Jestem zadowolona, można tak powiedzieć. Teraz będzie tylko coraz ciężej ale dam radę, nawet jeśli spadek będzie wolniejszy. Z racji, że jestem niesamowitym świątecznym freakiem mam kalendarz adwentowy, gdzie jedna czekoladka ma około 40-50kcal więc nawet nie będę ich dopisywać do bilansów ale wiadomo, że jem jedną codziennie :). Plus właśnie minęły trzy tygodnie odkąd ostatnio jadłam chipsy! Co jest niesamowitym szokiem, bo naprawdę jestem uzależniona.

Trzymajcie się chudzinki :)

czwartek, 24 listopada 2016

#24

Środa, 16 listopada: kanapka z indykiem, ryż z warzywami, kanapka z hummusem i ogórkiem, dwie marchewki, dwie herbaty, kawa
Czwartek, 17 listopada: kanapka z indykiem, kanapka z hummusem i warzywami, 4 pierogi z serem, kawa, herbata
Piątek, 18 listopada: jajecznica z 2 jaj, ryż z warzywami, kilka lentilków, trzy kawy
Sobota, 19 listopada: kanapka z indykiem, ryż z warzywami, kanapka z hummusem, garść m&m's, kawałek ciasta czekoladowego, 3 kawy, kawałek oscypka, 3 małe kabanosy
Niedziela, 20 listopada: gołąbek z ziemniakami i sosem pomidorowym, kanapka z hummusem i indykiem, 3 małe kabanosy, dwie kawy
Poniedziałek, 21 listopada: dwie kanapki z hummusem i indykiem, dwie marchewki
Wtorek, 22 listopada: dwie kanapki z kurczakiem i ogórkiem, gołąbek, dwie kawy, herbata
Środa, 23 listopada: kanapka z hummusem, barszcz z uszkami, vifon złoty kurczak, marchewki, kawa, herbata
Dziś: 2 kanapki z indykiem i ogórkiem, barszcz z uszkami, marchewki, dwie kawy, herbata, 50g płatków corn flakes

Miałam napisać z tygodnia ale się zagapiłam i poleciałam o dwa dni dalej. Jak widać, opieram swoje śniadania i kolacje na tym samym, bo to jest wygodne, tanie i szybkie. Chleb tylko czysto żytni, czasem z ziarnami. Obiady się powtarzają, bo jak coś gotuję to przeważnie mam na 2-3 dni, bo na jedną osobę ciężko ugotować coś jednorazowo. Staram się nie liczyć kalorii, ale i tak podświadomie mam do siebie żal, że zjadłam to za dużo, tamto za dużo. Dodatkowo, piszę na zajęcia esej o zaburzeniach odżywiania i mam do przeczytania trochę pozycji na ten temat. Jestem mile zaskoczona, że BUW jest niesamowicie dobrze wyposażony w książki o ED. Jest ich naprawdę dużo i są i po polsku i po angielsku (mój kierunek jest po angielsku, dlatego jest to wielkim ułatwieniem). Spędzę dużo czasu w bibliotece pracując nad tym esejem, bo chcę chociaż raz zrobić coś naprawdę porządnie. Trzymajcie się dziewczyny, a ja trzymam za Was kciuki :) Wracam za tydzień.

niedziela, 20 listopada 2016

#23

Ciężko jest wrócić na prostą, kiedy już praktycznie dotknęło się dna. Warto jednak się starać, bo można osiągnąć sukces pomimo przeciwności. Jestem tu wciąż. Chociaż moja waga znów wynosi ponad 60kg a ja obiecałam sobie, że wrócę tu dopiero, gdy osiągnę 55kg jestem tu gotowa by podjąć ponowną próbę walki z samą sobą. Najniższa waga jaką zarejestrowałam u siebie to około 56kg. Ciężko mi w to uwierzyć, bo było to już dawno temu, gdzieś we wrześniu. Od tego czasu sporo się zmieniło, ale nie mogę powiedzieć, że nie byłam szczęśliwa. W pewnym momencie już po prostu nie dałam rady iść dalej, ciągnąć tego wszystkiego. Spodnie, które robiły się za luźne znów stały się dopasowane. Brzuch przestał być ładnie płaski i wrócił wypukły, pełen zatrzymanej wody. Przerwa między udami zaczęła się zmniejszać. Powiedziałam sobie dość. Mieszkanie samemu, bez żadnej kontroli, ma takie plusy, że sama decyduję o tym kiedy i co jem. Również, sama robie zakupy a to może mieć dwa wyjścia. Albo trzymam się konkretnej listy zakupów i omijam szerokim łukiem półki ze słodyczami i przekąskami a zapełniam koszyk warzywami albo chodzę bez celu po sklepie i wrzucam do koszyka to, co się nawinie. I tak było do zeszłego tygodnia. We wtorek miałam dzień wolny od zajęć i to był przełomowy dzień. Powiedziałam sobie dość, zrobiłam konkretną listę zakupów, którą wypełniały głównie warzywa i pojechałam do sklepu. W ciągu tych 3 dni (w piątek przyjechałam na weekend do domu) nie tknęłam nic słodkiego. Tak naprawdę dopiero wieczorem w piątek pozwoliłam sobie na kilka małych drażetek czekoladowych. Dziś, w sobotę, zjadłam kawałek ciasta czekoladowego i kilka orzeszków w czekoladzie. Poza tym, trzymam się swojej zdrowej diety, na którą w większości składają się warzywa. Zasadę mam jedną - słodycze tylko w domu. W mieszkaniu, gdy jestem poza zasięgiem rodziny - nie ma takiej opcji. I to jest dobry układ, tak myślę. Nie zadręczam się, nie mam wyrzutów do siebie. Kieruję się zasadą "Nie chcę" a nie "Nie mogę". W ten sposób (póki co) jestem w stanie myśleć trzeźwo i nie popadać w obsesję. Jest dobrze. Przez ten tydzień zgubiłam 1,5kg. W Warszawie nie mam wagi, więc nie mam też jak popaść w obsesję kontroli wagi. Do domu wracam 2-3 razy w miesiącu i to wystarczy, by kontrolować spadek wagi. Prowadzę też Food Diary, ale bez zapisywania kalorii. Chciałabym go tutaj na bieżąco udostępniać tydzień po tygodniu i pisać krótkie podsumowanie, przemyślenia i czy jest mi ciężko. Jeśli ktoś dotarł do tego momentu - super. Pamiętajcie dziewczyny, że nadal czytam Wasze blogi i trzymam za Was mocno kciuki ale pamiętajcie, zdrowy rozsądek zaprowadzi Was dalej niż ślepa obsesja :)

piątek, 22 lipca 2016

#22

Dostałam się na studia! :) Plus, nie czuję już potrzeby, żeby tu zaglądać. Cały czas trzymam się swoich założeń i idzie mi dobrze, chociaż zawsze mogłoby lepiej. Tak czy siak, wchodzę już w rozmiar spodni 27, co jest dla mnie ogromnym osiągnięciem bo taki kupowałam w piątej klasie podstawówki :) Jeśli ktoś z Was chciałby mnie kiedyś znaleźć (wątpię) to jestem pod tym adresem -> 30overweight.tumblr.com :) Trzymajcie się dziewczyny a ja trzymam za Was mocno kciuki! :*

wtorek, 5 lipca 2016

#21

Cześć chudzinki. Wpadłam tylko na chwilkę z małym updatem. Dostałam dzisiaj wyniki matury i zdałam lepiej, niż myślałam! :) W środę wyniki z uczelni, trzymajcie kciuki :)x